„Krótki rys o fotografii”

Ikona o fotografii słów kilkaW 1867 roku w warszawskiej drukarni Karola Kowalewskiego światło dzienne ujrzała bardzo ciekawa publikacja traktująca o fotografii w ujęciu praktycznym. Autor dzieła, niewątpliwy praktyk i miłośnik tej młodej wówczas dziedziny, w sposób enigmatyczny widnieje na stronie tytułowej pod pseudonimem Amator Fotografii B.S., publikacja natomiast nosi tytuł „Krótki rys fotografii praktycznej”.

Już we wstępie robi się bardzo ciekawie gdy autor zaznacza, iż fotografia „doszła do wysokiego stopnia udoskonalenia tak: że prawie nic już nie pozostawia do życzenia, jak tylko nadanie jej kolorów za pomocą światła” by przejść do filozoficznej refleksji, iż choć techniczne rozwiązania często najpierw jawią się nam jako niemożliwe to „jednakowoż dużo rzeczy było nieprawdopodobnych z początku a jednak zgłębiono i wprowadzono je w użycie”. Jak widać, intuicja i pozytywistyczne doświadczenie nie zawiodło ludzkości i choć na barwną fotografię należało kilka dekad jeszcze poczekać, to nieprawdopodobne stało się rzeczywiste i niestety obrzydliwie powszechne do tego stopnia, iż czasem zbiera nam się na mdłości od kolorowych filtrów na Instogramie.

Kurs fotografii kolodionowej w tajniki którego wprowadza nas tajemniczy B.S. mógłby dziś spokojnie konkurować z poradami Scotta Kalby’ego z zakresu cyfrowej ciemni. W pierwszy rozdziale dowiadujemy bowiem się jak przygotować, naświetlić i wywołać szklane negatywy. Dziś nasz Scott pisze o „wywołaniu RAWu” w ACR i całej problematyce z tym związanej, czym wprowadza nas w cyfrowy galimatias, inaczej do amatora B.S., który sprawia wrażenie, iż wołanie płyt kolodionowych jest dziecinnie proste (ciekawe co B. S. napisałby dziś, gdyby miał popełnić dzieło „Krótki rys cyfrowej fotografii praktycznej”).

Naturalnym biegiem, druga część tego dziewiętnastowiecznego kursu została poświęcona technice otrzymywania odbić rzeczywistych, dodatnich, mówiąc dzisiejszym językiem – odbitek, wydruków, tudzież (podejrzanie tajemniczych w swej materii) cyfrowych plików. Amator Fotografii B. S. wykłada tu tajniki wydobywania ukrytego obrazu (wywoływania), wzmacniania i utrwalania go. Trzeba przyznać, iż autor robi to w sposób tak przystępny, iż ma się wrażenie, że XIX-wieczne tworzenie odbitek jest tak proste jak zgrywanie zdjęć z iPhone’a lub „aparatu małpki” – wszak tu również „wydobywamy ukryty obraz”, choć z tą różnicą, iż wędruje on z jednego pudełka, do drugiego większego i czasem ekstrawagancko zamienia się z niematerialnej, zero jedynkowej postaci, w rzecz fizyczną, którą można dotknąć, poplamić, a nawet podrzeć.

Na prawdziwą perełkę trafiamy pod koniec poradnika, gdzie autor zamieścił dwa dodatki – pierwszy – o chromo-fotografii, drugi – o fotografii czarodziejskiej. Pierwsza, będąca ówczesną nowinką techniczną, polecana jest przez autora szczególnie do impresyjnych portretów, druga zaś jak mniemam, znajdzie użytek przy płataniu figlów i robieniu wrażenia na młodych panienkach. Fotografia czarodziejska, jak wyjaśnia autor, „jest to taka na której żadnego śladu fotografii nie widać”. Wykorzystując opisaną technikę można zatem zrobić nie lada sztuczkę i zyskać uznanie, gdy po zastosowaniu pewnego zabiegu nagle pojawi się obraz fotograficzny. Ciekawych czarów i chętnych przeprowadzenia eksperymentu odsyłam na stronę 36 publikacji, a dla tych, którzy nie lubią kąpieli sublimatowych, polecam sztuczki Scotta z warstwami dopasowania, trybami krycia, i kanałami RGB.

A propos zdradzę jedną sztuczkę by praca na PS była przyjemniejsza. Jeśli chcesz w parę sekund przejechać po wszystkich trybach krycia i wybrać najlepszy w danym przypadku należy: przełączyć się w tryb narzędzia „move” (przynależy temu skrót „V”), kliknąć kursorem na tryby mieszania i przy użyciu skrótów „shift +” i „shift –„ mieszać ile się da! 🙂

O realizmie magicznym fotografii

Ikona o fotografii słów kilka„Bardzo chciałabym mieć taką pamiątkę każdej drogiej mi istoty na świecie. Nie podobieństwo same jest w takich przypadkach cenne – ale skojarzenie i poczucie bliskości… fakt, że nawet cień rzucony przez kogoś leży tam utrwalony na wieki! Na tym jak sądzę polega uświęcająca rola portretów”

Elisabeth Barrett

1843 rok, List do Mary Rusell Mitford

Słowa tej XIX wiecznej poetki napisane w liście do Mary Rusel Mitford oddają znakomicie istotę fotografii w ogóle. Pisząc o jej fenomenie Barrett zaznacza, iż wolałaby mieć „taką pamiątkę po kimś, kogo bardzo kocham, niż najszlachetniejsze dzieło artystyczne, jakie kiedykolwiek stworzono”. Dlaczego to nowe wówczas medium jest dla niej tak ważne? dlaczego fotografia miałaby być lepszą formą przedstawienia wizualnego ukochanej osoby, niż na przykład powszechne i znane od wieków malarstwo? Istniała ku temu wówczas bardzo ważna przesłanka, której problematykę podjęto niemalże zaraz po ogłoszeniu w 1839 roku przez Daguerre’a wynalazku fotografii. Debata o fenomenie nowego medium toczyła się pomiędzy dwoma obozami reprezentującymi różne stanowiska – z jednej strony w fotografii upatrywano jedynie mechanicznego narzędzia kopiowania świata, definiując ją jako „ołówek natury” czy „lustro rzeczywistości”, z drugiej zaś pojawiały się aspiracje do włączenia jej w dziedzinę sztuki podkreślając przy tym jej ogromny potencjał estetyczny. List pisany przez Barrett datowany jest na rok 1843, czyli niespełna cztery lata od oficjalnego zaistnienia techniki fotograficznej na ogólnoświatowym forum. Spór o status quo fotografii nie był wówczas tak znaczący by redefiniować jej pierwotne znaczenie nadane przez pozytywistyczne paradygmaty ówczesnej epoki. Dlatego też możemy być pewni, iż tej najwybitniejszej poetce epoki wiktoriańskiej chodziło o mechanistyczne ujęcie fotografii, czyli takie, które nadawało jej wymiar kalki rzeczywistości Jednak czy dla poetki ważny był w portrecie ukochanej osoby sam realizm, czy zauważyła ona w fenomenie fotografii to samo co Roland Barthes ujął „Świetle obrazu”? A może coś więcej?

Zwróćmy uwagę na fakt, iż w liście do Rusel Mitford padają słowa klucze – „poczucie bliskości… fakt, że nawet cień rzucony przez kogoś leży tam utrwalony na wieki!”. Użycie takiej definicji wskazuje nie tylko na fotografię ujmowaną jako ślad rzeczywistości, lecz również na jej magiczny charakter. To właśnie przekonanie o realizmie wraz z magicznymi konotacjami zdjęcia stanowiło, i stanowi do dziś, o wyjątkowości fotografii i jej niejednoznaczności. W literaturze przedmiotu zjawisko to nazwane zostało „realizmem magicznym” gdzie zdjęcie rozumiane jest jako przedłużenie przedmiotu, jako środek uzyskiwania nad nim kontroli, a nawet władzy. Fenomen „realizmu magicznego” fotografii ma to do siebie, iż wywołuje u odbiorcy wrażenie zastępczego posiadania świata – posiadania uwielbionego przedmiotu lub ukochanej osoby. To właśnie ten wymiar fotografii był tak ważny dla Elisabeth Barrett, iż była ona skłonna totalnie odrzucić malarstwo portretowe na rzecz nowej techniki przedstawiania wizerunków ludzi, zwłaszcza tych bliskich jej sercu.

Pojawienie się nowego wynalazku obrazowania rzeczywistości dało możliwość substytucji przedstawionej osoby do tego stopnia, iż zdjęcie było uważane za równoznaczne z „pochwyceniem ludzkiego cienia, a nawet duszy osoby przedstawionej na zdjęciu”. Wszak pierwotnie o fotografii mówiło się „zdjęcie z kogoś”, „zdjęcie z czegoś”. Jak celnie zauważył Roland Barthes „choć obecnie nie ma tego tutaj, to jesteśmy pewni, ze to naprawdę było i posiadamy realny tego dowód”. Celnie zdefiniował to zjawisko nasz rodzimy teoretyk fotografii Tomasz Ferenc „zdjęcie (choć może kłamać) zawsze posiada istnienie sfotografowanego przedmiotu”. Posiadanie bliskiej osoby dzięki jej „zdjęciu” dla Elizabeth Barrett jest fundamentalne, daje jej możliwość swoistego obcowania z bliską osobą oraz posiadania jej realnego śladu.

Zjawisko realizmu magicznego w fotografii jest bardzo ciekawe, zwłaszcza, iż dotyka nas także dziś. Siła obrazu fotograficznego bierze się z przekonania, iż fotografie obdarzone są właściwościami przedmiotów rzeczywistych. Stąd czujemy niechęć, a nawet obawę przed niszczeniem zdjęć osób zmarłych, lub tniemy je z pietyzmem by odegrać się na osobie przedstawionej na zdjęciu.

Choć fotografia doczekała się redefinicji i oficjalnie została włączona do dziedziny sztuki, to jej konotacje z realizmem uważane są za jeden z przejawów wielowymiarowości tego medium nie pomijając przy tym absolutnie jej magicznego wymiaru.. Kto by pomyślał, iż fenomen fotografii jest tak skomplikowany i definicyjnie niejednoznaczny. Wiele z nas uważa do dziś fotografię jedynie za narzędzie umożliwiające w miarę obiektywne pochwycenie świata, nie zastanawiamy się natomiast nad głębszym sensem tego medium, nad potężnym znaczeniem jakie ma ona w naszym życiu prywatnym, jak głęboko wpływa na sferę społecznej, kulturową, polityczną czy gospodarczą. Fotografia jest zarówno środkiem wyrazu, narzędziem dokumentującym świat i jego przejawy, jest medium kształtującym postrzeganie świata, umożliwiającym „zastępcze posiadanie” tego co lub kogo przedstawia, ale także, o czym należy pamiętać, jest niekwestionowanym narzędziem manipulacji i propagandy.